wtorek, 21 kwietnia 2009

Totalne bziki

No wiec, natrafilam na bardzo ciekawa dyskusje w internecie pod tytulem: '' Totalne bziki naszych facetow''. Dziewczyny sie rozpisaly bardzo, a ja sie usmialam jak norka, przedstawiam dwa ponizej :

Wega:

A co napiszę niech ma, a więc mój TŻ:
- wychodząc z domu żegna się sto razy mówiąc "pa", "na razie", "cześć", "idę" i tak w kółko do czasu wypchnięcia za drzwi i na schodach jeszcze "pa, pa";
- po przyjściu do domu sprawdza (w czym nie wolno mu absolutnie przeszkadzać) czy buty są czyste (przecież mógł w coś wdepnąć, choć bardzo uważa i jak idzie to nie raz sprawdza czy podeszwa aby czysta), kurtkę i tu dokładnie nie wiem (aż tak nie jestem wtajemniczona) ale na pewno czy szwy (szczególnie pod pachami) są całe (całość sprawdzania to standardowo 10-15 min) i czasem mnie prosi, żeby sprawdziła "jak ty zobaczysz to już będę pewny";
- do sprawdzanek należy też gaz, grzejniki, pralka i inne ale z tym to już się teraz kryje;
- wychodząc z samochodu (jak i wchodząc) robi dziwne wygibasy "żeby się nie pobrudzić" (samochód jest oczywiście czysty);
- kontakty z mechanikiem pozostawia mi ("lepiej się znasz");
Obecnie to tyle, ale dawniej miał występy typu wstanie o 5 rano, żeby umyć okna (szkoda to akurat mogło mu zostać).

Teje:

No to u mnie jest troszkę inaczej, bo to je jestem tą bałąganiącą połówką. No ale najciekawsze bziki TŻta to:

-dyskusje z telewizorem ( czasem myślę, że ktoś pryszedł i się kłócą albo że coś się dzieje)
- spacer z psem nas smyczy i powrót bez psa, za to ze smyczą... ( nie wiem, jak on to robi...)
- porządkowanie moich nut, tekstów, książek itd tak, ze potem nic nie mogę znaleźć
-robienie cudownych dowcipów w stylu - jedziemy do lasu i on mnie gubi, jesteśmy w obcym mieście i on mnie gubi
-nie wpuszczanie mnie do samochodu - czyli ja pdejdę do drzwi, on podjeżdża dwa metry i się zatrzymuje, dochodzę, znowu niemalże dotykam klamki, a on znowu odjeżdża
-kupno całej ośmiornicy i położenie jej w lodówce w taki sposób, że na mnei wypadła, jak tylko otworzyłałm drzwi...
-skarżenie sie, że wszystko, co ugotuję, jest za ostre ( nawet, jeżeli mówimy o sałatce z mango i krewetek..)
-dyskuscje, po co aj w ogóle ćwicze i ganiam na siłownię, skoro i tak za chuda jestem


No a moj osobisty szwedzki M?

no coz, chyba nie jest az tak bardzo zle ale:
- nie rozroznia kolorow i podstawowych czesci garderoby,wlasnie typu sukienka-spodniczka,ponczochy-rajstopy, sweterek-bluzeczka, a nawet kurtka-plaszczyk. ale stringi?nie ma problemu...

-jezeli pragnie sie popisac w kuchni,zaczyna czyscic i zmywac wszystko juz w trackie gotowania, tak, ze czesto przypala lub zapomina, ze w ogole sie cos gotuje,tak jest zajety doszorowywaniem brytfanki np

- kiedy jemy sniadanie,ledwo przelknie ostatni kes, rzuca sie w histerii do zmywarki i sprzata wszystko ze stolu,lacznie z talerzem na ktorym wciaz lezy moja nadgryziona kanapka (ja jem wolniej) - ''zebysmy tak przy brudnych garach nie siedzieli''...

- chcialby robic ze mna zawody na bekniecie,ale sie nie daje juz dwa lata
a jak Wasi?

caluski,ide cos porobic :-)




dawno mie tu nie bylo, wiec musze sie sprezyc.
po pierwsze: taka straszna dupa z uszami ze mnie, ze normalnie rece i biust opada, no nie da sie, nie da mnie traktowac jak odpowiedzialnego czlowieka. Zadzwonila M. do mnie w poniedzialek dosyc rano, aby dac mi prace. Czyli jak zawsze. Powinnam byla sie spodziewac i przykleic do telefonu. Ale tym razem - bedac mocno przeziebiona - sie nie przykleilam, jak to zwykle czynie w poniedzialki. No i nie uslyszalam,kurwa, tego fona!!!!!! Jak juz bylo po ptokach, czyli po 20 minutach, co dla mojej szefowej jest wiecznoscia, zadzwonilam, no ale oczywiscie bylo za pozno. No i nie mam pracy w tym tygodniu. Fajnie,nie? A jaka fajna bezsilnosc - no bo, do cholery, co mam zrobic?? powiesic sie?? Chcialam sie jakos ukarac za ta glupote, no ale jak mozna ukarac samego siebie?? I tak juz postanowilam tydzien temu, ze slodyczy nie tykam przez pol roku, wiec wiekszej tortury nie umiem sobie zadac. wszystko przez ta zasrana suszarke!!! bo jest glosna jak szatan, nic nie slychac, nawet gdyby ktos przylazl pod okno z mlotem pneumatycznym, to nie ma przebacz - suszarka zwycieza wszystko. Uffff....
po drugie: zupelnie nie wspomnialam o tym domu, jak tam dalej poszlo. Nie wiem w ogole co ja sobie tam mysle w tej mojej pustej strasznie makowce. przedstawie tutaj zdjecie rzeczonego domu :
nie jest az taki straszny, nie? Bylismy na wizytacji w niedziele, bardzo sie nam podobal w srodku (w sierotku) , chcemy go kupic, ale ale...to nie jest takie proste tutaj w Szwedowni. To nie jest tak,ze masz 4 miliony do wydania i se myslisz ze se mozesz ot,tak kupic dom. Nie nie nie. Powiem tak: jestesmy powaznie zainteresowani kupnem domu juz od jakichs 3 tygodni. I jak pisze, ze powaznie to nie mam na mysli,ze rozmawialismy o tym ogladajac Si-Es-Aj pewnego wieczoru, ale ze rozmawialismy juz z bankiem, wiemy na czym stoimy finansowo, przejrzelismy nasze finanse, oszczednosci, wydatki - slowem jestesmy przygotowani jak wzorowy szwedzki uczen. Cala ta historia z tym biurem ktore sie nazywa HSB i ma bardzo dumne z siebie logo, z jakas korona i zlotem i w ogole w ogole, jest dluga i skomplikowana. W skrocie napisze tylko,ze po tych 3 tygodniach zniecierpliwony M. zadzwonil do nich w piatek, a konkretnie do naszej Dzesiki, ktora zwie sie naszym osobistym maklerem. Zwazcie, ze slowo zniecierpliwiony w Szwecji to juz niemal wykroczenie, a zniecierpliwic M. to sie trzeba nameczyc i napocic a i tak efekt niewiadomy. Zadzwonil, bo Dzesika obiecala ze zadzwoni ale nie zadzwonila, co zreszta zdarzylo sie juz dwukrotnie, co pozwolilo mi wysnuc ostrozny wniosek, ze moze jest troche nieprofesjonalna.. Normalnie w PL to bym juz jej chyba wyrwala flaki przez telefon, bo mnie takie sytuacje stresuja nieziemsko. No i M. dzwoni, a ona cwierkajaco mu oznajmia, ze w zwiazku z tym, ze czekamy juz tak dlugo i wciaz bez domu, to mozemy sobie wybrac dom nr 40 lub nr 11. I ze w nr 40 bedzie wizytacja w niedziele. No to M. ucieszony mi oznajmia, ze dom to juz prawie w kieszeni mamy tylko go se pojdziemy jeszcze raz obejrzec. Dobra, mowie, nie wiem po cholere tam lezc raz jeszcze, zamiast od razu jej powiedziec - ok, bierzemy - i zobaczyc co sie stanie, no ale spoko, jestesmy w SE, tutaj trzeba wszystko na spokojnie. OK.No i idziemy na ta wizytacje w niedziele, pizga tak ze leb z kopytami urywa na dzien dobry, na wizytacji mnostwo ludzi, dzieci, psy jakies - koszmar normalnie. Wszyscy na boso. Kafka to by sie pochorowal tam z radosci, takie towarzystwo zastalismy. Przeszlismy sie w ta i z powrotem, ja z moim wielgachnym aparatem (podejrzliwe spojrzenia maklerow) no i idziemy do Dzesiki. No i M. mowi - to my sie zdecydowalismy,chcemy ten dom - a ona tak patrzy na niego i na mnie z usmiechem i mowi - no tak, oczywiscie, cudownie (vad bra) , zadzwonie do panstwa w srode i porozmawiamy- a M. sie pyta - bo ten dom jest dostepny,tak? - a ona na to - no w sumie tak, tylko czekam jeszcze na ostateczna rezygnacje innej pary,stad ta sroda - M.blednie troche a ja na to - to chyba jakies kpiny sa - a Dzesika - przepraszam? - widze ze M. mi posyla zabojcze spojrzenie ale ja to pierdole,bo ile mozna czekac - dwa dni temu poinformowala nas pani ze mozemy sobie wybrac,to jak?sytuacja sie zmienila w ciagu weekendu?? - (oczywiscie w SE jest niemozliwe zalatwienie czegokolwiek w weekend,nawet jakby czlowiek umieral - pytanie bylo wiec podchwytliwe), a Dzesika na to zaczyna sie gesto tlumaczyc, ze ona jest pewna ze oni zrezygnuja ale rozumiecie panstwo ze dopoki nie mam tego w reku to sie nie moge umawiac na sprzedaz z innymi i ze ona na 100 procent zadzwoni, na co ja sie gorzko usmiecham i kwasno komentuje, ze ostatnie obietnice cos jej nie wychodza, na co widze ze M. niemal sie resetuje ze wstydu. Trudno. Po paru sekundach widze ze Dzesika odciaga M. na bok i cos z nim szpecze tak, by nikt nie slyszal. Potem sie okazuje, ze ona w sumie moglaby sie z nami umowic od razu,ale nie przy takiej liczbie wizytatorow,oraz wypytala go o szczegoly bankowe. Jestem przekonana, ze gdyby nie moja kwasnosc, to by do tej poufnej rozmowy nie doszlo, bo ona sie chyba przejela. W koncu, na rany chrystusa - przeciez my chcemy im dac kupe kasy, to moze najwyzszy czas zeby ktos sie nami zajal!! no wiec czekamy do jutra :-)

zaraz napisze kolejny post o tym, na co natrafilam na necie :-)


sobota, 18 kwietnia 2009

sztokholm göteborg


odwiedzili mnie krejzole ze Sztokholmu w poniedzialek. zamieszczam pierwsze zdjecie z dnia II,opisze pozniej bo teraz sie spiesze :-)

piątek, 3 kwietnia 2009

i hate this part right here...


tak sie wlasnie czuje



prosze sobie kliknac na te czerwone literki...

bardzo mi przykro,nie bedzie smiesznie,jest mi zajebiscie smutno...

CDN...
dopsz...
w zwiazku z tym ze pogoda beznadziejna totalnie totalnie totalnie, to puszcze tutaj pare zdjec z bardzo slonecznych wakacji w Grecji we wrzesniu zeszlego roku. Czesc jest ciut przeswietlona,bo slonce tak dawalo ze nie szlo nawet z filtrami...zapraszam do marzen o nadchodzacym juz wkrotce lecie :-)



musze napisac jedno: ten blog ma wlasne zycie - sam mi ustawia jakos dziko te zdjecia. no trudno - bedzie taki artystyczny balagan...

uschhh,jak ja tesknie do stroju kapielowego i cyckow na wierzchu!!!

mu.(jak na kroovaka przystalo)

czwartek, 2 kwietnia 2009

niechcenie sie

i tak: mialam isc na silownie dzisiaj i oczywiscie nigdzie nie poszlam. pocieszam sie mysla ze w sumie niewiele zjadlam dzis wiec nie ma czego sie bac...troche to nielogiczne,ale dla wszystkich babeczek ktore to czytaja w pelni zrozumiale...:-)

kupilam torbe dzisiaj...bardzo ladna....droga....DKNY...wielgachna jak stodola,jak boga kocham,nie widzieliscie na pewno wiekszej do codziennego uzytku - wkrotce bede kupowala walizki na kolkach jako 'every-day' torbuszki.

dostalam dzis upiornie pozytywna i radosna ulotke z urzedu skarbowego szwedzkiego z napisem ''Dags att deklarera'' co jak sie nietrudno domyslic,oznacza ni mniej ni wiecej ze czas sie rozliczyc. To wszystko co mi przyslali ma taki charakter jakbym nic innego nie robila caly rok tylko czekala z niecierpliwoscia na rozliczenie coroczne,przebierajac z nogi na noge i denerwujac sie, ze tylko raz w roku,czemu nie wiecej przeciez to taka radocha... boze...

no wiec, ad hoc, wynika z tego ze mi maja zwrocic pare tysiecy koron...w ogole nic nie kumam,przeciez ja prawie wcale nie pracowalam w zeszlym roku. ja wcale nie chce tych ich pieniedzy bo znajac Szwedow z ich poznym zaplonem,to sie w pazdzierniku dogrzebia ze a,nie - jednak to ja im a nie oni mi i nie pare tysiecy a kilkanascie albo cos w tym stylu. normalnie w PL to juz bym pewnie pila na czesc zwrotu podatku,tutaj to trzeba traktowac z podejrzliwoscia. wyglada na to ze urzedy skarbowe sa na calym swiecie czyms w rodzaju skunksa - bardzo atrakcyjny wizualnie,ale jak podniesie ogon, to smierdzi dlugo i skutecznie. czesto bez powodu.

chcialam napisac jeszcze co jest klasycznym zwrotem Szwedow gdy do ciebie dzwonia,bo mnie to niezmiennie irytuje. Pierwsza fraza zaraz po 'hejsan' jest ZAWSZE absolutnie zawsze ''vad gör du?' (vo jor du), co oznacza pytanie co robisz w danym momencie. jest to dla mnie totalnie bezsensowne i niewytlumaczalnie glupie pytanie. Przede wszystkim w wiekszosci przypadkow ludzie dzwonia do siebie bo czegos chca wiec juz z gory mozna zalozyc ze maja w dupie Twoja odpowiedz. a po drugie,pytanie dotyczy scislej terazniejszosci a wiec jak to - co robie??? no przeciez wlasnie kurde zadzwoniles/as i z Toba GADAM!!!!!!!czy Szwedzi naprawde nie moga sie zapytac np ''jak sie masz'' albo ''gdzie jestes''?? nawet gdy ja zaczynam rozmowe: ''czesc jak sie masz/co slychac'' odpowiedz brzmi ZAWSZE : ''aa wszystko w porzadku. CO ROBISZ?''...don kichot normalnie...

ide popatrzec troche na pudlo (42 cale LCD),moze cos upoluje tam jakies 'si es aj majami' czy cos...

środa, 1 kwietnia 2009

martensy

aha i moje martensy nie przyszly...na pewno ktos je se wzial...szubrawcy...dobrze ze nie zaplacilam od razu bo ja zawsze taka naiwna jestem ale nie tym razem...dziwne...

wiec i ja sobie tutaj ponominuje :

Ceramika Sylwia Kolasinska


ta daaa!!!!i teraz S. jest juz nominowana i nie ma wyjscia :-)

jestem!!!

z powrotem na ladzie!! i bez bledow teraz bedzie - hurra hurra!!

z nowosci: myslimy aby kupic dom. tzn ja nie mysle, ja sie tylko dostosowywuje. M.sobie wymyslil zajebiscie drogi budynek, nad brzegiem morza z widokiem na cale wybrzeze z jadalni. Jest piekny nie ma co tam udawac,ale kurcze cena jest taka ze jak uslyszalam to wywinelam barana o sufit normalnie. 'Vad?????' z takim specjalnym przydechem na koncowke slowa to takie szwedzkie niedowierzajace 'co' (w domysle czy cie zupelnie popierdolilo czy tylko nie wziales lekow z rana)

czekamy na odpowiedz od maklera,bo wyobrazcie sobie mimo tego ze cena jest z ksiezyca to jest kolejka!!!!wyglada na to ze wszyscy spia na pieniadzach tylko ja to jakos przeoczylam.

dostalam wczoraj wyplate wiec jestem zabezpieczona i uzbrojona na zakupy wiosenne - musze kupic jakies trzewiki i torbe. obsesyjnie szukam torby wielkiej najlepiej skorzanej ale niekoniecznie, worka tzw 'city' z wykluczeniem toreb o wartosci powyzej 1500zl. jesli ktos ma jakie pomysly prosze sie wpisac tudziez wpisac strone internetowa. dziekuje za uwage.

wiosna sie zrobila tutaj. oczywiscie dla Szwedow wiosna to juz byla w lutym przy temperaturze 2 stopni powyzej zera - självklart(wymawia sie z takim jakby ''przytupem'' slownym,na zasadzie - ALEZ oczywiscie gdzies ty sie podziewal ze nie wiesz?!?) - ale dla normalnego Europejczyka wiosna zaczyna sie w okolicach konca marca i temperaturze powyzej powiedzmy 8/9 stopni.chyba czas wyciagnac moje wielkie okulary-muchy, i byc 'chic' :-)

na razie uciekam,musze isc na control check do lekarza,takiego tylko dla panienek.

cwir cwir