wtorek, 21 kwietnia 2009


dawno mie tu nie bylo, wiec musze sie sprezyc.
po pierwsze: taka straszna dupa z uszami ze mnie, ze normalnie rece i biust opada, no nie da sie, nie da mnie traktowac jak odpowiedzialnego czlowieka. Zadzwonila M. do mnie w poniedzialek dosyc rano, aby dac mi prace. Czyli jak zawsze. Powinnam byla sie spodziewac i przykleic do telefonu. Ale tym razem - bedac mocno przeziebiona - sie nie przykleilam, jak to zwykle czynie w poniedzialki. No i nie uslyszalam,kurwa, tego fona!!!!!! Jak juz bylo po ptokach, czyli po 20 minutach, co dla mojej szefowej jest wiecznoscia, zadzwonilam, no ale oczywiscie bylo za pozno. No i nie mam pracy w tym tygodniu. Fajnie,nie? A jaka fajna bezsilnosc - no bo, do cholery, co mam zrobic?? powiesic sie?? Chcialam sie jakos ukarac za ta glupote, no ale jak mozna ukarac samego siebie?? I tak juz postanowilam tydzien temu, ze slodyczy nie tykam przez pol roku, wiec wiekszej tortury nie umiem sobie zadac. wszystko przez ta zasrana suszarke!!! bo jest glosna jak szatan, nic nie slychac, nawet gdyby ktos przylazl pod okno z mlotem pneumatycznym, to nie ma przebacz - suszarka zwycieza wszystko. Uffff....
po drugie: zupelnie nie wspomnialam o tym domu, jak tam dalej poszlo. Nie wiem w ogole co ja sobie tam mysle w tej mojej pustej strasznie makowce. przedstawie tutaj zdjecie rzeczonego domu :
nie jest az taki straszny, nie? Bylismy na wizytacji w niedziele, bardzo sie nam podobal w srodku (w sierotku) , chcemy go kupic, ale ale...to nie jest takie proste tutaj w Szwedowni. To nie jest tak,ze masz 4 miliony do wydania i se myslisz ze se mozesz ot,tak kupic dom. Nie nie nie. Powiem tak: jestesmy powaznie zainteresowani kupnem domu juz od jakichs 3 tygodni. I jak pisze, ze powaznie to nie mam na mysli,ze rozmawialismy o tym ogladajac Si-Es-Aj pewnego wieczoru, ale ze rozmawialismy juz z bankiem, wiemy na czym stoimy finansowo, przejrzelismy nasze finanse, oszczednosci, wydatki - slowem jestesmy przygotowani jak wzorowy szwedzki uczen. Cala ta historia z tym biurem ktore sie nazywa HSB i ma bardzo dumne z siebie logo, z jakas korona i zlotem i w ogole w ogole, jest dluga i skomplikowana. W skrocie napisze tylko,ze po tych 3 tygodniach zniecierpliwony M. zadzwonil do nich w piatek, a konkretnie do naszej Dzesiki, ktora zwie sie naszym osobistym maklerem. Zwazcie, ze slowo zniecierpliwiony w Szwecji to juz niemal wykroczenie, a zniecierpliwic M. to sie trzeba nameczyc i napocic a i tak efekt niewiadomy. Zadzwonil, bo Dzesika obiecala ze zadzwoni ale nie zadzwonila, co zreszta zdarzylo sie juz dwukrotnie, co pozwolilo mi wysnuc ostrozny wniosek, ze moze jest troche nieprofesjonalna.. Normalnie w PL to bym juz jej chyba wyrwala flaki przez telefon, bo mnie takie sytuacje stresuja nieziemsko. No i M. dzwoni, a ona cwierkajaco mu oznajmia, ze w zwiazku z tym, ze czekamy juz tak dlugo i wciaz bez domu, to mozemy sobie wybrac dom nr 40 lub nr 11. I ze w nr 40 bedzie wizytacja w niedziele. No to M. ucieszony mi oznajmia, ze dom to juz prawie w kieszeni mamy tylko go se pojdziemy jeszcze raz obejrzec. Dobra, mowie, nie wiem po cholere tam lezc raz jeszcze, zamiast od razu jej powiedziec - ok, bierzemy - i zobaczyc co sie stanie, no ale spoko, jestesmy w SE, tutaj trzeba wszystko na spokojnie. OK.No i idziemy na ta wizytacje w niedziele, pizga tak ze leb z kopytami urywa na dzien dobry, na wizytacji mnostwo ludzi, dzieci, psy jakies - koszmar normalnie. Wszyscy na boso. Kafka to by sie pochorowal tam z radosci, takie towarzystwo zastalismy. Przeszlismy sie w ta i z powrotem, ja z moim wielgachnym aparatem (podejrzliwe spojrzenia maklerow) no i idziemy do Dzesiki. No i M. mowi - to my sie zdecydowalismy,chcemy ten dom - a ona tak patrzy na niego i na mnie z usmiechem i mowi - no tak, oczywiscie, cudownie (vad bra) , zadzwonie do panstwa w srode i porozmawiamy- a M. sie pyta - bo ten dom jest dostepny,tak? - a ona na to - no w sumie tak, tylko czekam jeszcze na ostateczna rezygnacje innej pary,stad ta sroda - M.blednie troche a ja na to - to chyba jakies kpiny sa - a Dzesika - przepraszam? - widze ze M. mi posyla zabojcze spojrzenie ale ja to pierdole,bo ile mozna czekac - dwa dni temu poinformowala nas pani ze mozemy sobie wybrac,to jak?sytuacja sie zmienila w ciagu weekendu?? - (oczywiscie w SE jest niemozliwe zalatwienie czegokolwiek w weekend,nawet jakby czlowiek umieral - pytanie bylo wiec podchwytliwe), a Dzesika na to zaczyna sie gesto tlumaczyc, ze ona jest pewna ze oni zrezygnuja ale rozumiecie panstwo ze dopoki nie mam tego w reku to sie nie moge umawiac na sprzedaz z innymi i ze ona na 100 procent zadzwoni, na co ja sie gorzko usmiecham i kwasno komentuje, ze ostatnie obietnice cos jej nie wychodza, na co widze ze M. niemal sie resetuje ze wstydu. Trudno. Po paru sekundach widze ze Dzesika odciaga M. na bok i cos z nim szpecze tak, by nikt nie slyszal. Potem sie okazuje, ze ona w sumie moglaby sie z nami umowic od razu,ale nie przy takiej liczbie wizytatorow,oraz wypytala go o szczegoly bankowe. Jestem przekonana, ze gdyby nie moja kwasnosc, to by do tej poufnej rozmowy nie doszlo, bo ona sie chyba przejela. W koncu, na rany chrystusa - przeciez my chcemy im dac kupe kasy, to moze najwyzszy czas zeby ktos sie nami zajal!! no wiec czekamy do jutra :-)

zaraz napisze kolejny post o tym, na co natrafilam na necie :-)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz